Świadectwa

Pielgrzymkowe Magnificat

Gdy ojciec Dominik ogłosił, że zbiera materiały o pielgrzymce Skałecznej, bo zamierza utworzyć stronę internetową poświęconą jej i poprosił nas – Elżbietę i mnie – o znaczki lub zdjęcia pielgrzymkowe, nie bardzo mieliśmy co dać, bo wszystko zostało już rozdane, m.in. do pracy dyplomowej o naszej pielgrzymce pisanej przez ojca Michała Pacana, pracy doktorskiej pani Marty Michalskiej pisanej pod kierunkiem ojca Ludwika Kaszowskiego, również pielgrzyma i przewodnika pielgrzymki, a także do pracy ojca Alberta Szustaka o Duszpasterstwie Akademickim Skałka, z którego wyrosła pielgrzymka. Z czasem pojawiła się u nas myśl, może dać garść wspomnień z pielgrzymki? Przywołać pamięć o niezwykłych zdarzeniach z pielgrzymek już minionych i niezwykłych ludziach często zapomnianych. 

Bo o teraźniejszej powiemy tylko tyle – Chodź i zobacz (J1,39)


Początek

Początek jest prosty. Na Skałce byłem ministrantem od 1971 r. Zawdzięczam to ojcu Simplicjuszowi Berentowi, który mnie przyjął  do grona ministrantów na Skałce. W tym też roku pojechałem z nim na obóz ministrancki do Leśniowa. Zakończeniem obozu była jednodniowa piesza pielgrzymka z Leśniowa na Jasną Górę. To był mój pierwszy pobyt u Matki.

Później na Skałce dowiedziałem się, że z Warszawy na Jasną Górę ponad 250 lat wędruje piesza pielgrzymka i jest organizowana przez Ojców Paulinów. Pojechałem w 1973 r. pierwszy raz. Początek był w grupie 10 (dziecięcej) u ojca Szczepana Kośnika. Następny raz w 15 (młodzieżowej) z ojcem Simplicjuszem Berentem. „Piętnastkę czerwoną” prowadził wówczas ojciec Zachariasz Jabłoński i wtedy poznałem również Alicję Gołaszewską, autorkę Czarnej Madonny i wielu innych piosenek maryjnych. W dwa lata później grałem już w drodze na akordeonie razem z nią. W czasie kolejnego pielgrzymowania z Warszawy na Jasną Górę spotkałem mijającą nas grupę „szesnastkę” i zauważyłem znajomego ze Skałki ojca Rufina Abramka, przewodnika tej grupy i śpiewającą Elżbietę. W następnym roku razem z Elżbietą animowaliśmy śpiewy w grupie 16-tej u ojca Rufina.

W tym też roku dowiedziałem się o pielgrzymce ze Skałki. Po co pielgrzymować z Warszawy, jak można ze Skałki. Wybór oczywisty. I tak ruszyłem z naszą Pielgrzymką. Kilka dni przed wyjściem ojciec Zachariasz spytał mnie, czy nie zagrałbym na pielgrzymce na akordeonie. „Oczywiście!”, tylko nie miałem akordeonu (takiego, który by się nadawał do drogi). Ojciec Zachariasz powiedział „to ci przywiozę”. I przywiózł akordeon od Ali Gołaszewskiej. Następną Skałeczną odbyłem już razem z Elżbietą, i tak jest do dziś. Razem śpiewamy Magnificat Bogu i Maryi.


Jedność

Nauczeni pielgrzymką Warszawską, mieliśmy przygotowane dla nas (mnie i moich braci, z którymi wyruszyłem) jedzenie na drogę. Podczas pierwszego posiłku, usiedliśmy i zaczęliśmy sobie przygotowywać jedzenie. Po chwili zostaliśmy zaproszeni przez studentów do wspólnego posiłku. A co z naszym jedzeniem? Dołożyliśmy do wspólnego koszyka. I tak się zaczęło. Charakterystyczne dla pielgrzymki Skałecznej było to, że wszystkie posiłki były wspólne, zawsze rozpoczynane modlitwą mówioną lub śpiewaną. Były to śniadania, obiady i kolacje. Przygotowywali je wszyscy, tzn. była grupa organizacyjna i zapraszała do pomocy np. wszystkich, których imiona zaczynają się na literę od A do G, a innym razem tych, którzy ze względu na bąble chcieli choć jeden etap podjechać samochodem. Niektórych z nich przygotowywanie kanapek leczyło z bólu nóg i okazywało się, że mogą dalej iść. Podczas pierwszych pielgrzymek, gdy grupa liczyła do 50 osób było to dość oczywiste. Ale gdy grupa zaczęła się rozrastać przygotowanie wspólnego posiłku było nie lada wyzwaniem dla organizatorów, mimo to dawali sobie radę.

Obecnie, choć z czasem zasady się zmieniły, nadal obowiązuje jedna główna – iść i modlić się. A posiłki? Obiady są wspólne, natomiast śniadania i kolacje samodzielnie lub w mniejszych grupkach, z tym, że chleb jest rozdawany wszystkim według potrzeb.

Prawie od początku pielgrzymowania staram się przynajmniej jeden etap iść z tyłu grupy, by spróbować porozmawiać z idącymi na końcu. Bo ci idący przy mikrofonie są zainteresowani tym, co się dzieje w grupie i są jakby w centrum wydarzeń, a ci z tyłu idący, niekoniecznie. Niektórzy z nich czują się wyobcowani. Warto rozmawiać. Nabyte doświadczenie pokazuje, że warto próbować mówić o Bogu.

Pielgrzymka trwa cały rok, bo pielgrzymem się jest a nie bywa. Po pierwsze, to pielgrzymujemy do nieba. A chwilowo tu, na ziemi, do Jasnogórskiej Bogarodzicy Królowej Polski w lipcu. Są także spotkania w ciągu roku: nowenna przez uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP, opłatek, Droga Krzyżowa w Kalwarii Zebrzydowskiej, święcone jajko i inne.

Pierwsze pielgrzymki drogę powrotną do Krakowa przebywały pociągiem. Wracając z Jasnej Góry wysiadaliśmy w Mydlnikach i na Skałkę szliśmy pieszo i ze śpiewem. Tak wracając, na Rynku Krakowskim spotkał nas ksiądz kardynał Franciszek Macharski.


Galeria niezwykłych pielgrzymów

W galerii niezwykłych pielgrzymów chcę opisać choć kilka osób. Nie sposób zauważyć wszystkich. Ale chociaż kilku warto wspomnieć. Zacznę od ojca Rufina Abramka.

Ociec Rufin Abramek – duszpasterz akademicki na Skałce od 1970 r., założyciel pielgrzymki. Powiedział do studentów z DA Skałka: „ja idę na Jasną Górę, a kto chce iść ze mną, niech dołączy”. I tak pielgrzymka ruszyła 27 czerwca 1976 r. Wyruszyło 48 osób, to nie dużo, ale w czasach, gdy szalała komuna to było nie lada wyzwanie i manifestacja wiary oraz odwagi. W programie była Eucharystia, jedna konferencja dziennie, różaniec i inne modlitwy oraz bardzo dużo śpiewu. Również rozmowy na wybrane tematy i dyskusje a także „otwarty mikrofon”. I zawsze na wysokim poziomie. A wieczorem, spotkanie z parafianami i uroczysty Apel Jasnogórski. Taki był o. Rufin, czynił wszystko, by zbliżyć nas do źródła życia i wiary.

Ojciec Zachariasz Jabłoński – od początku radosny duch pielgrzymki. Gdy ojciec Rufin nadawał ton skupienia i powagi, ojciec Zachariasz próbował rozładować atmosferę w sposób radosny i niekoniecznie aprobowany przez ojca Rufina. Przypomnę jedno takie zdarzenie. Było to chyba w roku 1979. Szła z nami cyganka Iwona. W Strzegowej, gdzie nocowaliśmy na plebanii, tam też rano spożywaliśmy śniadanie. Ponieważ nie zmieściliśmy się w jednym pokoju tylko w dwóch, to ojciec Rufin z grupką był w jednym a ojciec Zachariasz w drugim. Ja razem z ojcem Zachariaszem. W pewnej chwili ojciec Zachariasz pyta: „Zagrasz kazaczoka? – A po co? – spytałem. Bo Iwona chce zatańczyć. Mówię, że ojcu Rufinowi się to nie spodoba. Odpowiedział: graj!”. No i zagrałem, Iwona zatańczyła. Po skończeniu oczywiście zebrałem burę od ojca Rufina.

Ojciec Zachariasz był przez 16 lat przewodnikiem pielgrzymki. Zawsze radosny i zauważający szczegóły. Lubi piosenki Warto dla jednej miłości żyć; Do Ciebie mrugają kaczeńce; Polskie kwiaty i inne. W drodze było dużo śpiewów. Śpiew traktowaliśmy jako ewangelizację. Ale zawsze śpiewaliśmy przechodząc przez miejscowości. Bo „co to za pielgrzymka, jak nie śpiewa” – takie słowa usłyszał od jakiegoś dzieciaka patrzącego na przechodzących pielgrzymów. Charakterystyczne było to, że gdy kończył się odpoczynek, Ojciec ogłaszał: „wkładamy prawego buta”. Za 10 minut: „wkładamy buta lewego”. I już po 15 minutach wyruszaliśmy z odpoczynku.

Innym razem w drodze mówi do mnie: „Leszek, bierz akordeon, teraz będą śpiewy”. No to wziąłem akordeon i niosę. Za kilkanaście minut oddałem go innej osobie. Po chwili Ojciec pyta: „Gdzie masz akordeon? Przecież macie śpiewać”. Akordeon wtedy towarzyszył nam przez całą drogę, rzadko jechał na samochodzie. Ale to były młodsze lata.

Zdarzyła się pielgrzymka, podczas której cały czas padał deszcz. Podczas ulewy grupa schroniła się do stodoły. Czas się dłużył, więc o.Zachariasz pyta, czy jest tu jakiś góral żeby zaczarował deszcz śpiewem. Nie było, ale była góralka i pięknym góralskim głosem zaśpiewała Nie lij dyscu, nie lij, bo cie tu nie trzeba. I deszcz przestał wtedy padać.

Jeszcze muszę przypomnieć zdarzenie, o którym mało kto wie. W kilka lat po tym, jak kardynał Karol Wojtyła został papieżem, podczas odpoczynku w ostatnim dniu pielgrzymki w Kręciwilku poszedłem szosą z ojcem Zachariaszem sprawdzić trasę. Gromadka miejscowych dzieciaków patrząc na ojca zaczęła wołać: „o, papież idzie, papież idzie!!!”. Gdy już o.Zachariasz nie mógł chodzić z pielgrzymką, zawsze witał nas na szczycie Jasnej Góry i tak jest do dziś.

Kardynał Karol Wojtyła – Było tradycją, że niektóre osoby zostawały pielgrzymami honorowymi. Z reguły do grona takich pielgrzymów dołączany był ksiądz proboszcz przyjmujący nas na nocleg lub gospodarze, u których była baza noclegowa. Włączenie takiej osoby do rodziny pielgrzymiej następowało poprzez przywieszenie na piersi znaczka pielgrzymkowego. Takim szczególnym Pielgrzymem został ksiądz kardynał Karol Wojtyła. Znany ojcu Rufinowi, a także większości ówczesnych pielgrzymów – studentów, ze spotkań na Skałce w dniu św. Pawła I Pustelnika, nazywanych Pawełki (my mówiliśmy, że są to Imieniny u Dziadka). Na Jasnej Górze na Sali Rycerskiej pobłogosławił pielgrzymów, a na tablicy pielgrzymkowej napisał piórem słowa: Z serdecznym błogosławieństwem, Karol kardynał Wojtyła, Metropolita Krakowski, 2 VII 1978 r. w uroczystość Nawiedzenia NMP. Wtedy uroczystość ta obchodzona była 2 lipca. Nasza Pielgrzymka zawsze szła w intencji Ojca Świętego.

Ksiądz Michał Gęsielewicz – był niezwykłym człowiekiem. Jako student, zawsze dzień rozpoczynał od Mszy św. (był ministrantem). Na Skałce organizował wieczory muzyki, tzn. zapraszał chętnych na konkretny dzień i przynosił płyty z muzyką poważną i wspólnie słuchaliśmy jej. Miał błyskotliwe wypowiedzi. Na wszelkie wyjazdy z duszpasterstwa zabierałem akordeon. Nosiłem go ja ale też kto mógł, to mi w tym pomagał. Michał nigdy, choć nieraz go o to prosiłem. Raz udało mi się go namówić, żeby niósł futerał na akordeon. Szliśmy wówczas przez las. Po pewnym czasie przyszedł do Elżbiety i dał jej bukiet polnych kwiatów (nigdy żadnej dziewczynie ani przedtem, ani potem nie dał kwiatów) a do mnie zwrócił się i z lekkim przymrużeniem oka powiedział: „Leszek, mam też dla ciebie prezent – niespodziankę”. I wręczając mi pudło na akordeon, powiedział: „otwórz”. Otworzyłem. Wewnątrz była piękna żaba. Dbał na pielgrzymce o to, by były także tradycyjne śpiewy i modlitwy.

Ojciec Zygmunt Okliński – niezwykły kapłan. Szedł z tyłu grupy i spowiadał. Kiedyś, gdy zanosiło się na ulewny deszcz, powiedział: „będę się modlił, żeby deszcz nie padał”. I rzeczywiście deszcz nie padał, choć chmury wisiały nisko nad nami. I rzecz dziwna – szliśmy po bardzo mokrym asfalcie, a mijające nas samochody były mokre i świadczyło to o tym, że przed nami i za nami padał deszcz. To taki mały cud, których na pielgrzymce zdarza się bardzo wiele, tylko trzeba starać się je zauważyć.

Brat Józef Suszczyk – Zawsze szedł na przedzie z tablicą pielgrzymkową. Choć jedną nogę miał krótszą (po wypadku samolotowym, w czasie II wojny światowej brał udział 
w bitwie o Anglię), mówił, że gdyby doszło do interwencji milicji, on idzie na przód, bo kaleki nie może milicja aresztować. Odważny i bezkompromisowy.

Brat Sebastian Pryk – Lwowiak. Zaprzyjaźniliśmy się w duszpasterstwie. Na pielgrzymce był zawsze radosny, a jego humor niecodzienny. Opowiadał, że jeszcze we Lwowie, gdy rodzice dali jego bratu rower i pytali, jaki prezent chce od nich dla siebie, odpowiedział, że piłkę. Dlaczego? Bo mógł nią grać razem z kolegami. Był duszą towarzystwa. Zawsze szarmancki a jego zachowanie w stosunku do kobiet było nienaganne. Gorący patriota. Ojczyznę traktował jako Matkę. Zauważył, że na Skałce nad amboną są tablice z przykazaniami i na pierwszej są cztery przykazania. Nie przez przypadek czwarte przykazanie na pierwszej tablicy. Bo czcić ojca i matkę należy zaraz po Bogu. Bo Bóg stworzył człowieka, a w Jego Imieniu to rodzice dali mi życie. A zaraz po nich Ojczyzna jest moją Matką. W drodze zawsze był chętny do pomocy, a również i w dyskusjach często zabierał głos.

Brat Józef Wyroba – śpiewak. Poznaliśmy się podczas uroczystości św. Stanisława, gdy chór katedralny po odśpiewaniu Gaude Mater Poloniae zszedł z podium a w jego miejsce weszli studenci, on pozostał. Powiedział: „Będę z wami śpiewał”. I śpiewał. Potem na pielgrzymce, gdy szliśmy z tablicą, ale bez krzyża, on w drodze zrobił z brzozy krzyż. I od tej pory nosimy krzyż. Na Mszach św. starał się zawsze jedną piosenkę zaśpiewać, a śpiewał niezwykle. Po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki była często śpiewana przez niego piosenka z dostosowanym do aktualnych wydarzeń tekstem Na ziemi Ojca Świętego, z kwiatów krzyż. Na ziemi księdza Jerzego, z kwiatów krzyż.

Inni pielgrzymi – szły z nami różne grupy a także pielgrzymi indywidualni. W roku 1985 była grupa młodzieży z Niemiec (kilka osób) z księdzem Gunterem. Szła kilka razy grupa z Sułkowic (ok. 100 osób). Także polonia ze Szwecji (kilkadziesiąt osób) z ks. Zdzisławem 1995. Szedł Pielgrzym Świata George Walter. Pielgrzymi z Moraw i Węgier.

Wielu było odważnych gospodarzy. W latach 70-tych można było narazić się na represje ze strony władz za przyjmowanie pielgrzymów. Takich gospodarzy również włączaliśmy do grona pielgrzymów i otaczali modlitwą.


Liturgia

Msza Święta na pielgrzymce zawsze miała uroczysty charakter. I tak jest do dziś. Bo pielgrzymka to 6 (a obecnie 7) niedziel razem. A przecież w niedzielę Msza Św. musi być szczególnie uroczysta. Śpiewana. Modlitwa wiernych wypowiadana przez pielgrzymów w różnych intencjach – ogólnych kościoła, ale też osobistych. Także w intencjach Polski i Polaków. Zdarzyło się, że wnuczka wypowiedziała modlitwę za Babcię, która ma tysiąc lat. Po Mszy Św. pytam ją, skąd przyszła jej do głowy taka intencja. Odpowiedziała, że chciała się pomodlić za babcię Czesławę, więc spytała ją: „Babciu, ile masz lat”. A ta odpowiedziała: „wnuczuś, a z tysiąc”.

Piosenki podczas Eucharystii zawsze pasujące do liturgii, z akompaniamentem akordeonu, gitar czy skrzypiec. Ale przede wszystkim z głęboką modlitwą.


Nabożeństwa i inne formy modlitwy

Pierwszym terminem Pielgrzymki był czerwiec. Akurat do Pilicy przychodziliśmy w dniu, gdy był tam odpust na ruinach starego kościoła (św. Piotra i Pawła). Włączyliśmy się w Mszę Św. Potem przez kilka lat z rzędu uczestniczyliśmy tam w uroczystej Eucharystii odpustowej. Raz nawet mocno spóźniliśmy przyjście i wszyscy czekali na nas.

W roku, gdy szła z pielgrzymką grupa młodzieży z Niemiec (1985), młodzi zorganizowali podczas odpoczynku w Pilicy spotkanie ekumeniczne. Od tego czasu stało się tradycją, że właśnie w Pilicy – a była to połowa trasy – po krótkim odpoczynku, odbywało się w kościele nabożeństwo. Przybierało różną formę. Zawsze jednak nastawione było na wyciszenie i modlitwę służące nawracaniu się do Boga. Często było poprzedzone konferencją wygłoszoną bezpośrednio w drodze.

Gdy zmieniono trasę pielgrzymki i przydłużono ją o jeden dzień, dobrym miejscem na taką modlitwę stał się Choroń.

Podczas pierwszych pielgrzymek (w latach 70-tych była to nowa forma ewangelizacji) wieczorami były spotkania pielgrzymów z parafianami. Śpiewane były piosenki pielgrzymkowe, wyświetlane przeźrocza z pielgrzymki. Z tych spotkań na długi czas (przez kilkanaście lat) pozostał Apel Jasnogórski w Sanktuarium Matki Bożej w Skarżycach z udziałem tamtejszej Oazy i pochodzącego z tej parafii księdza Janusza.

W Leśniowie przed wieczorem tradycyjnie była piłka siatkowa – pielgrzymi kontra nowicjusze. Nastrojowy był także Apel Jasnogórski ze świecami przed figurką Matki Bożej w ogrodzie. Z czasem przeniósł się Apel do kościoła przed Cudowny Wizerunek Matki Bożej Leśniowskiej, Patronki Rodzin. Tam też od pewnego czasu celebruje się w naszej pielgrzymce odnowienie przyrzeczeń małżeńskich.


Konferencje

Jak wyżej wspomniałem, jedną dziennie konferencję głosił ojciec Rufin, w następnych pielgrzymkach ojciec Zachariasz. Z czasem konferencje były przygotowywane także przez świeckich. Mnie i Elżbiecie też dane było kilka wygłosić. Tematy były różne. W większości dotyczyły aktualnych wydarzeń kościoła lub oparte były o teksty papieskie. Dużo było konferencji na temat katechez wygłaszanych przez Ojca Świętego Jana Pawła II podczas pielgrzymek do Polski.


Śpiewy

Kto śpiewa, dwa razy się modli. Pielgrzym, gdy idzie i śpiewa, to trzy razy się modli. Prawda jest taka, że kto prowadzi śpiew w drodze, nie myśli o bolących nogach, tylko o tekstach i melodii. Pomaga innym, przy okazji zapomina o sobie. Taka niezwykła prawidłowość. Na pielgrzymce śpiewamy różne piosenki. Zawsze staraliśmy się z Elżbietą dobierać piosenki wartościowe, które niosą głębokie przesłanie. Wiele z nich czerpaliśmy bezpośrednio od autorów: Alicji Gołaszewskiej, siostry Magdaleny Nazaretanki, księdza Lecha Gralaka, bp Antoniego Długosza, bp Józefa Zawitkowskiego i innych. Od Ali Gołaszewskiej otrzymywaliśmy piosenki za pośrednictwem ojca Zachariasza jeszcze przed ich premierą. Ala na nas testowała, czy piosenka jest dobra i nada się na pielgrzymkę Warszawską. Jej utwory to m.in. Śluby Jasnogórskie; Sześćset lat Maryjo z nami jesteś; W nowe jutro dziś idziemy; Maryjo, Tyś naszą nadzieją itp.

Wzorce czerpaliśmy także od innych pielgrzymów. Pewnego razu w drodze, gdy wyruszyliśmy z Kąpieli, wspomniany wyżej Michał Gęsielewicz wziął mikrofon i mówiąc: „a teraz zaśpiewamy piosenki chrześcijań-skie”, wyjął podniszczony od używania modlitewnik i zaczął śpiewać tradycyjne piosenki religijne. Od tego czasu staramy się nie zapominać o tradycyjnych śpiewach. Śpiewamy nie tylko nowe, ale też piękne stare pieśni tradycyjne, które przetrwały wieki i ich treść jest nadal aktualna. Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny zawsze nam towarzyszą. Ten sam Michał, na jednej z pierwszych pielgrzymek zaśpiewał piosenkę Patrz Kościuszko na nas z nieba. Do tradycji weszła śpiewana przez niego piosenka Lniany ręcznik (Matko moja ja wiem, wiele nocy nie spałaś).

Był czas początku pontyfikatu Jana Pawła II – śpiewaliśmy piosenki takie jak Modlitwa za Papieża (Z woli Twej boskiej, z ludu polskiego wybrałeś Panie Ojca świętego); Serdecznym atramentem; Solidarność (W nowe jutro dziś idziemy); Barka itp. Był czas zachwycenia się kanonami z Taize. Były też śpiewane pieśni patriotyczne i pieśni legionowe Legiony to żołnierska nuta; Bartoszu; Rota, Nigdy z królami nie będziem w aliansach; Sadźmy przyjacielu róże; Musimy siać, choć grunta nasze marne, a w czasie stanu wojennego Z kwiatów krzyż; Nie zdejmę krzyża z mojej ściany czy Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana (którą, gdy zamieściłem w miesięczniku Jasna Góra ocenzurowano). Były też i rzewne, jak Polskie kwiaty. Zawsze dopasowane do aktualnej sytuacji. Staraliśmy się też, aby śpiewane przez nas piosenki stawały się modlitwą oraz wyznaniem wiary.

Najczęściej śpiewana i najbardziej lubiana przez nas piosenka to Śluby Jasnogórskie Alicji Gołaszewskiej, gdzie słowa Wolności wiary i Kościoła za wszelką cenę strzec będziemy, Królowo Polski – przyrzekamy, Królowo Polski – ślubujemy, winny stać się programem każdego Polaka i na całe życie.

Instrumenty były różne. Akordeon od początku, ale też gitary. Często akompaniowały do śpiewów skrzypce, bęben, tamburyno, marakasy. Także flet prosty i poprzeczny. Był raz klarnet, trąbka a nawet okaryna. Od roku 1980 zacząłem przygotowywać wkładkę do śpiewnika a od 1990 śpiewnik pielgrzymkowy.


Odpoczynki 

Odpoczynki były w różnych miejscach i przez lata ulegały modyfikacjom, tak, jak sama trasa. Były kiedyś pod skałą nieopodal ruin zamku w Bobolicach. Tam też raz odbył się piękny śpiew. Brat Józef Wyroba z siostrą Marią Władyczanką – bo na pielgrzymce zwracamy się do siebie braciesiostro – śpiewali starą pieśń z czasów powstań polskich 
Za Niemen hen precz, koń gotów i zbroja, dziewczyno ty moja, uściśnij, daj miecz. W tym też miejscu innym razem zdarzyło się, że podczas naszego odpoczynku przechodziła grupa żołnierzy. Wspólna rozmowa i śpiewy sprawiły, że zatrzymali sią przy nas i nawiązali rozmowę. Czas miło mijał i w pewnym momencie zauważyliśmy, że trzeba było śpiewem odwrócić uwagę dowódcy, bo żołnierze skorzystali z obecności kapłana i za pobliską skałą ojciec Zachariasz ich spowiadał, podczas, gdy my śpiewem urozmaicaliśmy odpoczynek, a dowódca udawał, że nic nie widzi.

Innym ulubionym miejscem na odpoczynek było miejsce zwane „teatrem”. Bo w tym miejscu był odpoczynek dłuższy, więc był czas na różne akademie itp. zabawy. Tam była wystawiana przez pielgrzymów sztuka Karola Wojtyły Przed sklepem jubilera (jako prapremiera?). Tam też były „tańce dworskie” – Menuet, który tańczył „Książę z Księżniczką”. Również zdarzały się popisy wierszem, skecze itp. zabawy.


Ile nas chodziło

W pierwszej pielgrzymce szło 48 pielgrzymów. W drugiej 33. Gdy kilka lat później Kuria Krakowska zwróciła się do Ojców Paulinów, żeby zorganizowali pielgrzymkę podobnie jak to robią z Warszawy, była w drodze burzliwa dyskusja, czy przekształcić naszą pielgrzymkę w ogólnokrakowską. Przeważyły głosy, że unikalny charakter nasza pielgrzymka ma m.in. z tego powodu, że jest mała i wszyscy się znają. Mała grupa idzie często wąskim szlakiem turystycznym a miejscami nawet miedzą (obecnie już nie, bo polne drogi zostały pokryte asfaltem a miedze zarosły) a duża grupa tak nie będzie mogła pójść. I dzięki tym głosom Pielgrzymka Krakowska jest oddzielną pielgrzymką.

Nawet gdzieś chodzą głosy, że Pielgrzymka Krakowska jest pierwszą z Krakowa, ale to nieprawda. Mogiła i Skałka szły wcześniej od niej. Mogiła ruszyła w 1972 r., Skałka w 1976 r. a Krakowska dopiero od 1981 r.

Grupa się rozrastała. Gdy dołączyła do nas grupa z Sułkowic, trzeba było pielgrzymkę podzielić na dwa człony. Był czas, że szło nas jak w Dywizjonie 303, a chyba i do 450 osób doszło. Dobrym miejscem do liczenia grupy było wejście w pierwszym dniu na Grodzisko, gdzie można było iść pod górę tylko pojedynczo. Wówczas porządkowi zamieniali się w rachmistrzów i liczyli grupę.

Telegramy i spotkania 

Dzięki inicjatywie niektórych ojców i braci Paulinów pisane były telegramy do Ojca Świętego i podpisywane przez pielgrzymów – niezwykły telegram podpisany przez kilkaset osób. Było kilka takich telegramów. I były też odpowiedzi z podziękowaniem ze Stolicy Apostolskiej. Może warto je zamieścić na stronie pielgrzymkowej. A może warto napisać książkę o naszej pielgrzymce?

Również Msza święta odprawiana na Skałce w dniu wyruszenia pielgrzymki była sprawowana przez biskupów krakowskich takich jak bp Albin Małysiak, bp Jan Szkodoń, a obecnie na pielgrzymce w drugim dniu Mszę Św. celebruje bp Grzegorz Ryś.


Podsumowanie 

 

Co nam pielgrzymka daje? To, że jesteśmy bliżej Boga. Maryja zawsze wskazuje na Syna. Według nas przez Maryję do Jezusa, to najpewniejsza droga. Pielgrzymka, to takie naładowanie akumulatorów na cały rok. Dla całej rodziny, bo z nami pielgrzymują też synowie Piotr, Paweł i Mateusz. Każdy zaczynał wędrówkę po Pierwszej Komunii Św. i obecnie czynnie uczestniczą w pielgrzymce.

 

A Elżbieta, o której tu mało – ponieważ mąż i żona to jedno, więc zawsze, gdy piszę „ja”, myślę „Elżbieta i ja”. Razem pielgrzymujemy od początku. Jesteśmy razem. I razem śpiewamy z Maryją Bogu Magnificat tak, jak umiemy, na Jego chwałę.

 

Elżbieta i Leszek z Krakowa